El Salvador – uznawany za jeden z najniebezpieczniejszych krajów Ameryki Centralnej, gdzie przestępcy i drobni rabusie czyhają podobno na każdym rogu ulicy. Niektóre państwa odradzają swoim obywatelom podróży do El Salvadoru, a polscy internauci ostrzegają się wzajemnie przed wyprawą do tego niewielkiego kraju. Czy El Salvador naprawdę zasługuje na miano tak niebezpiecznego kraju?
Do Salvadoru jedziemy z Gwatemali, a nowa pieczątka w paszporcie zwiastuje zupełnie inny świat. Gwatemalę z Salvadorem łączy wspólna granica i… śniadania, na które w obydwu krajach tradycyjnie podaje się jajecznicę, fasolkę, smażone banany, tortille i kawę.
Gwatemalę z Salvadorem dzieli historia, ludność, ekonomia, styl życia, ogólny poziom bezpieczeństwa, a nawet kuchnia i sposób ubierania się.
Gwatelama to ostatni bastion plemienia Majów – aż 41% Gwatemalczyków stanowią rdzenni mieszkańcy tego kraju (przy czym kobiety codziennie ubierają się w „traje”, czyli tradycyjny strój Majów). Gwatemala to jeden z najbiedniejszych krajów Ameryki Środkowej, wielu Gwatemalczyków mieszka w prostych chatach bez bieżącej wody, a mieszkańcy stolicy – Gwatemala City – bynajmniej nie żyją w luksusach. Pomimo ubóstwa, Gwatemala jest uważana na dość bezpieczny kraj (wyłączając Gwatemala City i okolice Lago Atitlan).
El Salvador natomiast jest uznawany za jeden z najniebezpieczniejszych krajów Ameryki Środkowej (obok Hondurasu). Najczęściej spotykanym znakiem jest „zakaz noszenia broni” – który tyczy się oczywiście tylko przechodniów.
Policja i ochrona (stojąca przed każdym bankiem, sklepem, apteką, a nawet kawiarnią) jest wyposażona w długą broń, niekiedy nawet w karabiny. Wysokie mury, metalowe bramy, kraty w oknach i druty kolczaste zdobią wszystkie ulice. Każdy sklep, apteka i bank zamyka się o 8 wieczorem; każdy hotel, supermarket i kawiarnia – o 22. Po zmroku miasta pustoszeją – tylko w samych centrach miast (i ostatnio – w nowoczesnych centrach handlowych) spotkać można amatorów rozrywek, którzy do domów wrócą samochodem lub taksówką. Nigdy na piechotę.
Krwawa historia El Salvadoru jest historią licznych powstań, buntów i walki partyzanckiej rdzennych plemion z osadnikami, którzy sprawowali władzę. Prowadzona przez stulecia walka zdziesiątkowała rdzenną ludność, która aktualnie stanowi tylko 3-5% mieszkańców El Salvadoru, podczas gdy aż 94% Salwadorczyków to Metysi.
Już od pierwszych chwil w El Salvadorze czujemy się naprawdę mile widziani – Salwadorczycy uśmiechają się na nasz widok, są uprzejmi, pomocni i nade wszystko – bardzo serdeczni. Starszy pan idzie z nami do najbliższego zakrętu, by dokładnie pokazać nam drogę; pani w kawiarni na papierowej chusteczce rysuje dla nas mapę, abyśmy na pewno trafili do hotelu; policjanci z karabinami podchodzą do nas z szerokimi uśmiechami i pytają uprzejmie, czy wszystko u nas w porządku i czy nie mieliśmy przypadkiem jakichś problemów…
Salwadorczykom bliżej jest do Europejczyków, niż do swoich sąsiadów z Ameryki Centralnej – podróżują po świecie, z powodzeniem podążają za najnowszymi trendami mody rodem z USA i Europy, są przedsiębiorczy i z przyjemnością korzystają z tego, co ma do zaoferowania ich ojczyzna. A jak wiadomo, jednym z największych bogactw El Salvadoru jest kawa. Salwadorczycy z przyjemnością celebrują picie kawy – popijają ją z cukrem (nigdy z mlekiem!) i zagryzają słodkim pieczywem. Z udziałem kawy i przedsiębiorczości Salvadorczyków, El Salvador stał się jednym z najbogatszych krajów Ameryki Centralnej – ale na szczęście nie oznacza to wysokich cen.
Walutą kraju są amerykańskie dolary, co nie podoba się wielu Salwadorczykom – mówią, że za czasów starej waluty colón było lepiej, prościej i taniej. Mimo to El Salvador wciąż rozpieszcza niskimi cenami! Dwuosobowy pokój z osobną łazienką i wifi w samym centrum miasta Santa Ana kosztuje $10 (za 2 osoby!). Duże śniadanie z kawą w kawiarni: $1.25, obiad z napojem: $1.75, przejazd autobusem z Santa Ana do stolicy, San Salvador: $1. Ze zdumienia przecieramy oczy i z radością zajadamy się pysznymi owocami, ciastami i innymi salwadorskimi przysmakami.
Kuchnia El Salvador znacznie różni się od kuchni sąsiadów z Ameryki Centralnej – a Europejczyka może wprowadzić w niemałą dezorientację. Bo na przykład – co znajduje się na poniższym zdjęciu, zrobionym w salwadorskiej sieci fast-foodów?
Po lewej to zapewne frytki? Nie, to smażona yuka. A po prawej to smażona kiełbasa? Nic z tych rzeczy – to tylko smażone banany… Ale najbardziej tradycyjną salwadorską potrawą są pupusy.
Pupusy to zapiekane w cienkim cieście: ser, fasolka i do wyboru: świeże warzywa, marchewka lub mięsa. Pupusy podaje się z surówką oraz z sosem pomidorowym – chociaż niepozorne i tanie (już od $0.30 za sztukę) – są prawdziwą ucztą dla podniebienia!
El Salvador przywitał nas z otwartymi ramionami i od razu zaoferował wszystkie swoje bogactwa: serdecznych ludzi, pyszne jedzenie, przyjazne ceny i niesamowitą naturę. W tym niezmiernie uroczym kraju spędziliśmy ponad tydzień wspinając się na wulkany, wędrując do odległych wodospadów, spacerując późnym wieczorem po mieście w poszukiwaniu pupusów i zwiedzając stolicę, San Salvador. I ani razu nie odczuliśmy żadnego zagrożenia – podobnie jak internauci, którzy straszą się wzajemnie na forach podróżniczych. Bo to nie im bezpośrednio przytrafiło się coś złego – ale ich znajomym, albo znajomym znajomych, albo komuś, o kimś przeczytali na jakimś forum…
A korzystaliście może z CS w El Salvador?
Tak, w El Salvador dwa razy korzystaliśmy z CS: w San Salvador i w niewielkiej miejscowości Suchitoto (obydwa doświadczenia były bardzo pozytywne). Wkrótce w zakładce „Porady praktyczne” pojawi się Ameryka Centralna, opiszemy tam szczegóły korzystania z couchsurfingu we wszystkich krajach regionu.