Mitad del Mindo, czyli ekwadorski równik, leży na wysokości ok. 2700 m n. p. m. Jak myślicie – jest tam zimno, czy gorąco?
Równik, jak sama nazwa wskazuje, znajduje się w równikowej strefie klimatycznej, gdzie średnia roczna temperatura nie spada poniżej 20º C. Równik oznacza więc ciepło – ale z każdym 1000 m n. p. m. jest zimniej o 6-10º C (w zależności od wilgotności powietrza). Jaki jest więc ekwadorski równik? Gorący, czy zimny? A może zależy to od jeszcze innych czynników…?
Mitad del Mundo (połowa świata) wywołuje niejedną kontrowersję. Położenie „połowy świata” w roku 1736 ustalił Charles-Marie de la Condamine – niewiele myśląc, wybudowano więc tu wielki kompleks turystyczny, gdzie w cenie biletu znajduje się nie tylko granica pomiędzy półkulą północną i południową, lecz również liczne muzea, poczta, sklepy z pamiątkami, kawiarenki – słowem raj dla turystów (a może turystyczna pułapka..?). Turyści z Ekwadoru i z zagranicy przybywają tu tłumnie, by zrobić sobie zdjęcie na równiku – i my również ulegamy pokusie.
Ja – fanka tanga argentyńskiego i chilijskiego wina, amatorka sandałów i wysokich temperatur stoję na półkuli południowej. Szymon – miłośnik norweskich lodów i swetrów z golfem, fan rześkiej pogody i zimnych nocy w namiocie stoi na półkuli północnej. Równik, który znajduje się pomiędzy nami, nie jest ani zimny, ani gorący – niby za ciepło na golf, ale za chłodno na sandały. Czy na równiku skończyłaby się nasza odwieczna i potajemna walka na odkręcanie i zakręcanie grzejnika?
- Trochę zimno… – mówię.
- Gorąco… – odpowiada Szymon.
Mitad del Mundo jest jednak kontrowersyjny nie tylko ze względu na temperaturę. Obliczenia Charles-Marie de la Condamine nie zgadzają się z bardziej współczesną miarą GPS, według której prawdziwy równik znajduje się o ok. 300 metrów na północ od Mitad del Mundo. Na gps-owym równiku również nie brakuje punktów rozrywkowych, które oferują tak zaawansowane zabawy, jak bieganie z jajkiem z półkuli północnej na południową, lanie wody i i wiele innych eksperymentów – a wszystko po to, by naraz doświadczyć różnic pomiędzy półkulami.
Po równikowych atrakcjach ruszamy w kierunku Quito – ja zakładam polar, a Szymon odpręża się w chłodniejszym powietrzu. No cóż, jak obliczyli producenci śpiworów, kobiecie jest zawsze o 7º C zimniej, niż mężczyźnie… A równik plasuje się idealnie pomiędzy ową 7 stopniową różnicą temperatur sprawiając, że panie na równiku marzną, a panowie niekoniecznie. Mowa tu oczywiście o ekwadorskim Mitad del Mundo – bo linia równika biegnąca na wybrzeżu Ekwadoru jest podobno upalna…
Quito, leżące jedynie 20 km od równika, jest już zdecydowanie chłodne. Do miasta docieramy wieczorem, okutani w polary i kurtki z gore, opatuleni w skarpety i czapki z alpak marzymy o ciepłym hostelu i gorącym prysznicu – jednak nasz niewielki budżet pozwala nam tylko na zimny hostel i ledwo ciepły prysznic. Zasypiamy pod toną koców, a nasze oddechy parują w chłodnym powietrzu. Zimno…
Za dnia Quito jest znacznie przyjaźniejsze – położone między wzgórzami miasto prezentuje się niezwykle malowniczo.
Podziwiamy je z Parku Itchimbia, skąd równie dobrze widać El Panecillo – kolejny popularny punkt widokowy, który poza panoramą miasta może dostarczyć również innych, nieco ekstremalnych atrakcji. Wszystkie hostele ostrzegają przed samodzielną wyprawą na Panecillo – po drodze podobno czyhają miejscowi rabusie, lepiej więc wybrać się tam taksówką (Panecillo to wzgórze z wielką rzeźbą, po lewej stronie zdjęcia).
W dole, pomiędzy wzgórzami, leży centrum Quito, które dzieli się na Stare i Nowe Miasto.
Stare Quito pełne jest historycznych budynków z czasów kolonialnych i małych placyków idealnych na niedzielny spacer (w niedziele Stare Quito jest zamknięte dla ruchu samochodowego).
Sercem Starego Miasta jest Plaza Grande, gdzie masywny Pałac Prezydenta zaprasza na darmowe spacery z przewodnikiem (na które trzeba się wcześniej zapisać). W okolicy placu jest bardzo wiele kościołów – a jakoby nie było żadnego… Większość kościołów jest dostępna jedynie za opłatą – bileterów nie interesuje cel wizyty, opłatę pobiorą chętnie od każdego gringo, nawet jeżeli ten udaje się do kościoła w celach religijnych. Gringo to przecież gringo – smutna prawda jest taka, że w Ameryce Łacińskiej każdy biały jest potencjalną studnią z pieniędzmi. Niektórzy lokalni Indianie i Metysi sądzą, że owa studnia nie ma dna…
Nowe Miasto pełne jest kawiarenek i restauracji, sklepów ze sprzętem turystycznym i z pamiątkami. Ulicami Nowego Miasta przelewa się tłum gringos, którzy z hotelu idą na organiczną kawę, by zaraz potem udać się na drinka. Poza lokalami, gdzie ceny osiągają poziomy europejskie, w Nowym Mieście znajduje się również doskonałe Muzeum Banku Centralnego, w którym można zapomnieć się nawet na kilka godzin. Ogromne sale wystawiennicze prezentują eksponaty z czasów prekolumbijskich, kolejnym ekspozycjom nie ma końca, wystawy stałe przenikają się z czasowymi, a mnogość rdzennych kultur Ekwadoru przyprawia wręcz o zawrót głowy…
Widziane z góry Quito wyraźnie wspina się na pobliskie wzgórza – miasto wykracza poza swoje ramy i z każdym rokiem pochłania kolejne powierzchnie, nowe osiedla powstają więc na coraz większej wysokości i w coraz zimniejszym klimacie… Najwyższe wzgórze w pobliżu stolicy wznosi się na wysokości 4100 m n. p. m. – łatwo więc obliczyć, że średnia temperatura powietrza jest tam niższa aż o 8-13º C, niż w sercu historycznego Quito.
Na Cruz Loma, najwyższe wzgórze w okolicy Quito, prowadzi kolej linowa TeleferiQo. W kilka chwil wznosimy się na mroźną wysokość, zapinamy kurtki i czujemy się niemal jak na wyprawie aklimatyzacyjnej. Wyżynny Ekwador pełen jest gór, które przyciągają śmiałków z całego świata. Przed wejściem na wulkan Cotopaxi (5897 m n. p. m.) lub Chimborazo (6268 m n. p. m.), celem wstępnej aklimatyzacji wspinacze często wybierają się na Cruz Loma, skąd biegnie szlak na wulkan Pichincha (4680 m n. p. m.).
Zaaklimatyzowani na Cruz Loma, zmarznięci w Quito i nieco zdezorientowani na równiku udajemy się dalej, na półkulę południową. Przed nami zimne góry i gorące źródła, pułapki turystyczne i kulinarne wyzwania, niejedno spotkanie z amerykańskim emerytem i wybuchy wulkanu. Ekwador, nawet po wstępnym poznaniu, wciąż szykuje dla nas nowe niespodzianki…
Biorę kalesonki
Bierz, na Peru też się przydadzą…:)