W Peru idąc ulicą, przystając na skwerku, spacerując po wzgórzach i dolinach prawdopodobnie cały czas stąpamy po starożytnych ruinach, które wciąż nie zostały odkryte. Różnorodne kultury prekolumbijskie pozostawiły po sobie wiele śladów – najnowsze odkrycia archeologiczne ujrzały światło dzienne dopiero w 2007 roku. Ile zapomnianych miast, grobowców i skarbców wciąż czeka na odkrycie? Ile pagórków, nizin, i lasów kryje bezcenne pamiątki po kulturach prekolumbijskich? Tego nie wie nikt, ale niezliczone ekipy archeologów wciąż kopią…
W północnej części wybrzeża, poza głównym szlakiem turystycznym, znajdują się jedne z ciekawszych ruin w kraju.
Muzeum Sipan, okolice Chiclayo.
20 kilometrów na wschód od miejscowości Chiclayo, w Muzeum Sipan, można podziwiać pamiątki po kulturze Sipan, która zamieszkiwała okolicę w początkach naszej ery. Grobowiec władcy Sipan odkryto w roku 1987, a jego budowę datuje się na 100 rok ne. W grobowcu, poza liczną służbą, zwierzętami i sprzętami domowymi, znaleziono również mnóstwo złota, które po blisko 1977 latach spędzonych pod ziemią, wypełnia teraz sale Muzeum Sipan.
Pobliskie Chiclayo trudno nazwać pięknym – nieduże miasteczko wije się gęstymi uliczkami, stoi w korkach i hałasuje wielkim targowiskiem ulicznym, gdzie handlarze obok gotowanych przepiórczych jaj, oferują również gumowe wyroby ze starych opon, różnorakie amulety oraz eliksiry mające zapewnić wieczną miłość i szczęście w interesach. To właśnie w Chiclayo po raz pierwszy natykamy się na chińską mniejszość narodową w Peru. Jest to mniejszość całkiem liczna – chińskie restauracje (tzw. Chifa) znaleźć można niemal na każdej ulicy.
Aby odwiedzić inne, niedawno odkryte ruiny, wyruszamy w kierunku Trujillo. W pamięci mamy piękne wybrzeże Pacyfiku w USA, tymczasem Pacyfik w Peru nie należy do szczególnie urokliwych. Droga z Chiclayo do Trujillo to pustynia z ambicjami do wysypiska śmieci.
Ludzie żyją w lepiankach bez łazienek ani żadnych innych udogodnień, a wiatr od oceanu utrudnia nawet najprostszą rozmowę (i zdecydowanie bardzo utrudnia jazdę rowerem…).
Sława Trujillo dotarła do nas na długo przed naszą wizytą w tym mieście. „Trujillo jest niebezpieczne, uważajcie tam na złodziei” – pisze Cecilia, znajoma Peruwianka mieszkająca w Limie. Jesteśmy tą informacją tym bardziej zaskoczeni, że to właśnie Lima cieszy się najgorszą sławą pod względem ilości złodziei i kieszonkowców – skoro jednak ktoś mieszkający w Limie ostrzega nas przed Trujillo, montujemy sobie oczy dookoła głowy, a głowę na karku. Do miasta wjeżdżamy ze wzmożoną ostrożnością.
Trujillo, znajdujące się poza głównym szlakiem turystycznym, zaskakuje nas ilością hoteli, hosteli i innych miejsc noclegowych – a jednak to tu po raz pierwszy w naszej podróży mamy poważny problem ze znalezieniem noclegu (który zmieści się w naszym budżecie, i w którym zmieści się rower). Recepcjoniści, niczym zmówieni, kręcą nosem na tandem, albo wyśpiewują astronomiczne kwoty, o jakich nie śniło się w innych peruwiańskich miastach (no, może poza tymi najbardziej turystycznymi). Po przeglądzie absurdalnie drogich hosteli w centrum i absurdalnie obskurnych hosteli w okolicy dworca autobusowego, decydujemy się na najrozsądniejszy cenowo hotel, na obrzeżach centrum.
Rano Trujillo wygląda już znacznie lepiej – wita nas przepiękny Plaza del Armas z posadzką lśniącą niby lustro i otoczony ścianami malowniczych kamieniczek. Spacerujemy, przysiadamy na ławeczkach, podjadamy miejscowe smakołyki i czujemy się bezpiecznie. Nic nie wskazuje złodziejskiego zagrożenia.
Po chwilach odpoczynku wyruszamy na poszukiwanie ruin, a trasę znaleźć niełatwo… Nauczeni wcześniejszymi doświadczeniami, unikamy pytania o drogę – jednak znaki drogowe również nie służą nam pomocą. Przystajemy przy stacji benzynowej, a ja pytam dwóch Peruwiańczyków usadowionych wewnątrz, którędy do ruin, oni natomiast odpowiadają pytaniem na pytanie:
– Skąd jesteście?
– Z Polski.
– Od dawna na tandemie?
– Od 2 miesięcy.
– Od dawna w Trujillo?
– Od wczoraj.
– To krótko… chodźcie na piwo.
– Słucham?
– No, chodźcie wypić z nami piwo – tu, w barze…
– Dziękujemy, ale nie mamy czasu. Którędy do ruin?
– A… nie wiemy…
Wreszcie jakimś trafem zjeżdżamy z głównej drogi i jedziemy dalej piaszczysta ścieżką. Tandem podskakuje na wybojach, gonią nas szczekające psy, mijamy walące się chaty i nie chce się nam wierzyć, że taka boczna ścieżka wiedzie do jednych z najważniejszych ruin w kraju! A jednak…
Ruiny leżące 10km na południowy wschód od Trujillo to Świątynie Słońca i Księżyca (Las Huacas del Sol y de la Luna) – największe prekolumbijskie struktury w Peru. Stworzone przez kulturę Moche, strukturalnie przypominają rosyjskie matrioszki – Indianie Moche swoim zwyczajem, zamiast odnawiać stare świątynie, zamykali je wewnątrz nowych. Kolejne świątynie, nadbudowywane na poprzednich, tworzą teraz kolejne warstwy historii.
Kopiec, na którym trwają prace archeologiczne.
W okolicy Świątyń Słońca i Księżyca stoją po części rozgrzebane wzgórza i kopce – tam archeolodzy wciąż odsłaniają tajemnice sprzed wieków.
Po wizycie w ruinach świątyń opuszczamy Trujillo i udajemy się nad Pacyfik, do oddalonej o 20 km miejscowości Huanchaco. Droga biegnie w dół, zjeżdżamy więc zupełnie bez wysiłku. Chłodny powiew Oceany Spokojnego czuć już z daleka, na plażę docieramy jeszcze przed zachodem słońca.
Huanchaco to wakacyjna, urocza miejscowość, gdzie linię brzegową wyznaczają luksusowe hotele – jakby na przekór ogólnym tendencjom, tu nigdy nie brakuje turystów. W miasteczku panuje atmosfera kurortu, restauracje prześcigają się w ofertach, a prawie wszystkie pokoje w hostelach i hotelach są zajęte. Nocleg znajdujemy po dłuższych poszukiwaniach.
Zarówno Trujillo, jak i Huanchaco służą za bazę wypadową do ruin Chan Chan, które znajdują się w połowie drogi pomiędzy dwoma miasteczkami.
Stworzone przez kulturę Chimu, Chan Chan w swoim czasie było największym miastem prekolumbijskim na kontynentach amerykańskich. Zbudowane z użyciem cennych metali niedługo cieszyło się swą potęgą – podbite przez Inków w 1460 roku i zrabowane przez Hiszpanów zamieniło się w ruinę. Dziś pomiędzy zburzonymi budowlami spacerują jedynie turyści i peruwiańskie psy, które same w sobie są niemałą osobliwością.
Tę niezwykłą rasę wyróżnia niemal całkowity brak sierści i iście rodowa historia. Peruwiańskie psy należą do ras pierwotnych – zamieszkiwały tereny dzisiejszego Peru na długo przed przybyciem konkwistadorów, towarzyszyły Inkom, a nawet kulturom preinkaskim. To jedna z najstarszych ras psów.
Pomijane przez większość turystów północne Peru to nie tylko ruiny – to również przepiękna Cordillera Blanca, górskie pasmo Andów. Zielone laguny, ośnieżone szczyty, odległe wioski i herbatka z koki bardzo nas kuszą – wyruszamy więc do miejscowości Huaraz. A wyruszamy tam już w następnym wpisie.
Widziałem program o Chan Chan – fascynujące miasto! Zdecydowanie na mojej liście!
Peru to dla mnie kraj który ma w sobie i w nazwie jakiś niesamowity klimat, coś bardzo pociągającego.
To prawda – wkrótce więcej wpisów na temat Peru:)
Super. To będzie na pewno ciekawie
Wprawdzie doniesienia o złodziejach mogą zniechęcać, ale jak się popatrzy na te prekolumbijskie cuda to ochota na Peru zaraz wraca 🙂